Smutny karnawał
KLASYCYZM Jarosława Marka Rymkiewicza opiera się na przekonaniu, że każda ingerencja współczesnego artysty w kulturę, jest przekształcaniem wzorów zastanych, jest udziałem - mniej czy bardziej oryginalnym - w kulturze zastanej, i jej mniej lub bardziej" twórczym uzupełnieniem i przetwarzaniem. Z tego przekonania wynika Rymkiewicza koncepcja translatorska, gdzie przekład zmienia się w imitację, gdzie dowolność transpozycji ujęta jest jeszcze w pewne karby, aż po zwykłą kompilację, łączenie i dowolne interpretowanie utworów dawnego autora nosi już wszelkie pechy twórczości własnej tłumacza. Przykłady takiej działalności mieliśmy ostatnio liczne. "Życie jest snem" było jeszcze przekładem mniej lub bardziej dowolnym (a więc "imitacją"), zaś już "Księżniczka na opak wywrócona", choć wystawiana także pod firmą Calderona jest właściwie utworem Rymkiewicza, który połączył parę krótszych utworów hiszpańskiego poety, dodał fragmenty jeszcze innych jego sztuk, a trochę w ogóle dopisał sam. Takie praktyki mogą wzbudzać w tym i owym pewne obawy, ale imitator szeroko je uzasadnia w swoich pracach teoretycznych i uzasadnienie to, przyznam szczerze, brzmi dość przekonywająco. Calderon Calderonem, zaprawa w imitacjach dała J. M. Rymkiewiczowi asumpt do napisania własnej sztuki "hiszpańskiej". Do perfekcji opanowana sztuka władania ośmiozgłoskowcem jeszcze ten asumpt wzmocniła. W taki sposób powstała tragifarsa "Król Mięsopust",która w triumfie przeszła przez sceny całego kraju, jak zwykle na koniec dopiero trafiając do Warszawy. Najpierw wystawiła "Króla Mięsopusta", Szkoła Teatralna, teraz sięgnął po nią Teatr Dramatyczny. "Król Mięsopust", a raczej tematyka "Króla Mięsopusta" ma rodowód stary i dostojny. Czy Rymkiewicza zafascynował on sam przez się, czy za pośrednictwem jego dobrego znajomego, Calderona de la Barki, nie wiadomo. Pewne jednak, że dramaty tego ostatniego są właściwie wariacjami na jeden temat - ten mianowicie, który obrał sobie Jarosław Marek Rymkiewicz. "Życie jest snem" to dramat o człowieku, który budzi się to księciem w pałacu, to więźniem w lochu, igraszki fortuny co chwila zmieniają maskę, w której powraca na jawę - wreszcie nie wie, kim jest naprawdę, granica między snem a jawą zaciera się, maski są wymienne, życie jest snem. "Księżniczka na opak wywrócona" z kolei opowiada o przedziwnym zrządzeniu losu, który ogrodniczkę zmienił w księżniczkę i odwrotnie. Zamiana strojów - a więc zamiana masek - staje się źródłem nieporozumień, a także przyczyną refleksji na tematy życia i teatru. Bo oba dramaty Calderona mają za temat tak samo życie i zmienne koleje Fortuny, jak i teatr, i przedziwne transpozycje losów jednostek, jakie teatr powoduje i usprawiedliwia. Aktor na scenie jest już kimś innym, niż jest w życiu, jeśli przypadła mu w udziale rola króla albo żebraka. Zamiana tych ról jest już transpozycją do kwadratu. Aktor-żebrak staje się aktorem-żebrakiem, który zostaje królem. Oto temat do rozważań moralnych, do zadumy nad splatanymi drogami ludzkiej kondycji, wreszcie do świetnej zabawy teatralnej. Taki sam jest temat Rymkiewicza. Czy to przypadek? Trudno dociec.
Parobek króla Filipa przez kaprys królewski zostaje królem (czy jego sobowtórem-odwrotnością?), król zostaje parobkiem parobka-króla. Florek - parobek - król reprezentuje witalność, ordynarność, przaśność, mięsopust; Filip - król - parobek jest obrazem uduchowienia, wzniosłości, słabości cielesnej, postu. Cała sztuka to "taniec mięsopustu i postu", jakby dalekie echo barokowych "tańców śmierci", przy czym mięsopust stoi tu po stronie życia, post reprezentuje śmierć. Autor sugeruje przy tym - a jest to odbicie jego rozważań teoretycznych - że tego typu przeciwstawienie jest w zasadzie powszechną w świecie sprzecznością dialektyczną, którą sztuka stara się uchwycić i przedstawić pod najróżniejszymi postaciami. "Bo ta farsa nie ma końca" - oto ostatnie słowa "Króla mięsopusta". Przekonanie, że między życiem a śmiercią pozostaje sprzeczność nie do pogodzenia, jest niewątpliwie wnioskiem słusznym. Niestety, przypuszczenie, że w "Królu mięsopuście" ten słuszny wniosek przedstawiony został trochę bardziej powierzchownie, niż na przykład u Calderona - jest także słuszne. Teatr Dramatyczny oparł się w inscenizacji "Króla Mięsopusta" o siły własne i zapożyczone. Siłą zapożyczoną jest w tym wypadku Mieczysław Czechowicz, grający Florka. Trzeba sobie powiedzieć, że w tej sztuce, jak w mało której, niezbędne jest zgranie całego zespołu. Dialog napisany wartkim ośmiozgłoskowcem, powinien toczyć się błyskawicznie, riposty padać huraganowo. Tego wszystkiego - zawrotnego tempa, błyskotliwości - zabrakło w tym przedstawieniu. Rodzi się podejrzenie, że zamiast mistrzowskiego koncertu orkiestry, możemy raczej wysłuchać osobnych popisów kilkorga solistów. Nie będę daleki od prawdy, jeśli powiem, że Czechowicz był basem, który zawinił najwięcej. Cała rola oparta na zaufaniu do własnej vis comica, brak zainteresowania kontaktem z partnerami, oto wady w tym przedstawieniu bardziej istotne niż w innych.
Skutkiem tego najbardziej poszkodowane były i Krystyna Maciejewska i Janina Traczykówna - obie partnerki Florka, pierwsza jako pomywaczka Kasia, druga jako księżniczka maltańska Rosalinda. Obie nie zawahały się przed przydaniem postaciom daleko idącej rodzajowości, zabawna była scena ich bójki, ale w całości wyraźne było jak bardzo przeszkadza ich temperamentom ślimacze tempo przedstawienia. Marazm udzielił się wszystkim, nawet dworzanie królewscy Gęba (Stanisław Wyszyński) i Skoczek (Maciej Damięcki) - choć czynili wszystko, nie zdołali ożywić, tego karnawału. Obronną ręką -wyszedł tylko Wojciech Pokora, jako Filip, ale to w założeniu jest postać melancholijna. Nic dziwnego, że w tych warunkach oparcie się w całości inscenizacji na stylu zabawy karnawałowej, musiało wyglądać na pomysł chybiony. Reżyserował Jan Bratkowski.